Ogrodnik czy herbaciarz?
Ostatnio chucham na
sadzonkę, którą zakupiłam w internecie ale wiem, że przetrzymać
zimę w naszym klimacie to jest wyzwanie. Nie poddajemy się jednak, ani ja
ani Camelia Sinensis na moim parapecie.
Ostatnie
dni wakacji w sierpniu spędziliśmy w przepięknym miejscu w lasach
Wilgi u znajomych. Nasze dzieci wybierają się tam zawsze w
podskokach żeby nocami oglądać gwiazdy. Pan domu zaprosił nas
swego czasu na Perseidy i tak już zostało. Gospodyni natomiast jest
z zamiłowania ogrodniczką. Ewa skończyła japonistykę i, jak to
często bywa, pracuje w zupełnie innym zawodzie. Jest za to ogromną
miłośniczką japońskich ogrodów o czym przekonalibyście się
patrząc na jej prywatny zbiór filmów na ten temat. Poniżej tylko próbka...
Nie
znając japońskiego może dziwnie wyglądam jak siedzę z otwartą
buzią przed telewizorem oglądając film japoński bez dubbingu,
jednak wierzcie mi, że trudno oderwać oczy od japońskich ogrodów.
Ta cisza, spokój, herbaciane pawilony, kwitnące drzewa bonsai,
bajeczna zieleń, aranżacje mostków, wysepek i odbijająca je tafla
jeziora - to jest żywa sztuka. A tak wygląda las Ewy :-)
Muszę
przyznać że Ewa - niezwykła ogrodniczka - jest też niezwykłą
herbaciarką chociaż sama chyba tego nigdy nie stwierdziła.
Popatrzcie jaka jest zawartość ostatniej dostawy jej zakupów. Są to nietuzinkowe herbatki, bardzo wysokiej klasy liście, herbaty z Chin o światowej sławie, wśród nich te z 10 najsławniejszych na świecie. Nie pije się tu herbaty ceremonialnie ale po polsku czyli w kubku. Oglądanie liści przed i po parzeniu a także zalewanie wielokrotne tych samych listków jest tutaj codziennym zwyczajem! Herbatą śniadaniową jest tutaj zielona Yunnan Special. Delektujemy się nią patrząc z tarasu na zieleń wokół domu.
Ewa ma dar komponowania leśnych drzew, mchu przyniesionego z głębokiego lasu za pazuchą, kwitnących krzewów i pnączy a nawet trawnika wokół domu, co jest sztuką w takich leśnych warunkach. Istnie bajkowy krajobraz!
A wyobraźcie sobie co tu jest za widok w maju kiedy wokół kwitną Ewy ukochane różaneczniki? Zamieszczam tu próbkę tego doświadczenia, bo zdjęcie jednego krzaka nie oddaje tego co się tu ogląda wiosną.
Mam poczucie, że bycie herbaciarzem i ogrodnikiem to zestaw obowiązkowy. Ze spotkań z innymi herbato-lubami nauczyłam się, że wszyscy zachwycamy się trzema listkami na czubku gałązki i pięknymi plantacjami. Jest w nas niemało z ogrodników. Co o tym myślicie? Jak jest z Wami? A może też marzycie o własnej plantacji herbaty? Albo już macie namiastkę ogrodu japońskiego albo chociaż pawilon herbaciany?
Gosia
6 komentarzy
Oj, to ja chyba pozostanę smakoszem, ale nie prawdziwą herbaciarą - jeśli chodzi o ogódek, to jak na razie tylko jedną roślinę udało mi się utrzymać przy życiu 😂
OdpowiedzUsuńA jednak się udało :-) Pierwsze koty za płoty. Tez nie od zawsze zajmuję się ogródkiem i z pewnością są w tym względzie więksi ode mnie. Może nie całkiem umiem ale bardzo doceniam wysiłki. A ogrody japońskie to temat morze. Jeszcze kiedyś do tego wrócę. :-)
UsuńPołączenie herbaciarki i ogrodniczki podoba mi się. Do obydwu dziedzin trzeba mieć ogromną pasję. :)
OdpowiedzUsuńTak i to jest piękne. Mieć pasję :-)
UsuńTaaak, też mam wrażenie, że jedno do drugiego ciągnie. Ja sama niestety wersja minimalna, mam jeden parapet, do którego nie sięga mój kot i tylko tam mogę hodować roślinki, które nie mają być przez kota zjedzone;).
OdpowiedzUsuńPodobno surowa herbata jest niesmaczna (bo gorzka) i nawet kozy jej nie jedzą. Ciekawe co by na to powiedział kot :-)
Usuń